Szczególnym symbolem tego wzniosłego nurtu Pańskiej twórczości stała się muzyka do pieśni "Żeby Polska była Polską", zaprezentowanej przez Jana Pietrzaka podczas pamiętnego festiwalu
Jan Pietrzak dał wczoraj koncert w warszawskim CSW Recital 83-letniego satyryka składał się z krótkich songów oraz przydługawych mini-wykładów z historii Polski XX wieku Były spicze o Bitwie Warszawskiej, Powstaniu Warszawskim, komunizmie i wtręty o Gomułce Wystąpił też Wujek Samo Zło, znany raper i współpracownik TVP Info. W utworze improwizowanym intonował: "Bracia i siostry, babcie, dziadkowie oraz wujkowie, dziś wielkie brawa dla pana Janka, bo to dzięki niemu jest ta zabawa" Na scenie pojawił się także Kodym, lider zespołu Apteka. Po ostatnim utworze nawoływał: – A teraz pomyślmy sobie życzenie. Cokolwiek sobie teraz pomyślimy, to się uda. Uda, uda! Szóstego czerwca Aleje Ujazdowskie tętniły od haseł. Dwadzieścia minut po szesnastej skręcam w boczną Mokotowskiej. Przede mną skupisko wozów policyjnych, za nimi tłum młodych ludzi tłoczących się z banerami. Przechodzę na drugą stronę ulicy, jestem już na Alejach, pod Ambasadą Amerykańską pełno banerów, w dali słychać bębny. W powietrzu atmosfera gęsta, jak w "Do The Right Thing" Spike'a Lee. Ktoś stoi z ulotkami, podchodzę bliżej i proszę o jedną. Są płatne, słyszę: "dwa złote". Akurat nie mam, ale nieznany młody mężczyzna sięga po portfel i wykłada za mnie. Tak poznaję Alexa Buckleya, organizatora czwartkowego protestu; mówi, że sobotni to ciąg dalszy. Alex studiuje dziennikarstwo, ma polsko-amerykańskie korzenie. Zaraz usłyszy, że ludzi może tu być nawet ponad tysiąc. Patrzę na zegarek, późno, zostawiam w tyle banery, na ostatnich z nich czytam: "NIE DLA RASIZMU", "NIE JESTEM TWOIM MURZYNEM". W połowie drogi między Ambasadą a CSW słyszę komentarze ludzi szydzących z tego gestu solidarności z ofiarami rasizmu. Walka z rasizmem i... "masonerią polską" 6 czerwca jedna ulica oddzieli od siebie dwie Polski. Tą, która empatyzuje z protestującymi w Stanach i tych, co w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski chce wspominać Bitwę Warszawską. I jeszcze lista poparcia dla Rafała Trzaskowskiego w połowie drogi. Polityczna sztafeta. Ostatnia prosta, już prawie pod CSW – stanowisko z książkami, podchodzę, patrzę, tytuły nośne: "Chrystofobia", "Cham", "Aborcja", "Masoneria polska", "Ruch oporu". Kampania Andrzeja Dudy w CSW (6 czerwca 2020 r.) Na zegarze prawie piąta i na dzień dobry - kanonada wyzwisk. – Chamska hołota! Po co przyszliście tutaj?! Idźcie do swoich w tych kagańcach, idźcie sobie tam! Po co tu przychodzicie? – pyta krzycząc jedna z pań, w reakcji na baner z napisem "SPIETRZAJ DZIADU" i tęczową flagę "PEACE". Akcja powstała z inicjatywy trzech osób prywatnych. – Protestujemy przeciwko wykorzystywaniu CSW na zupełnie inne cele. Sztuka Jana Pietrzaka nie ma nic wspólnego ze sztuką współczesną – mówi anonimowo jeden z protestujących. – Albo to jest prowokacja, albo po prawej stronie jest puste pole i nie ma ludzi, którzy mogliby wypełnić entertainment – dodaje. "Hołota ubecka" i "prostytutki od Budki" Reakcje na protest były skrajne: "multikulti, LGBT, to wasza ideologia. Tylko pamiętajcie, wy jesteście sterowani!", "chcesz być lesbą, to bądź, bo ja z głodu umieram!", "won za dom!", "prostytutki od Budki", "do roboty, nieroby!", "bylibyście w ruskich łagrach, gdyby nie my", "hołota ubecka". I klasyka mowy nienawiści: "wy nie jesteście Polakami!". Były też inne atrakcje. Można było odwiedzić budkę z ulotkami kandydata Andrzeja Dudy, do której zapraszały rzewne pieśni patriotyczne płynące z boomboxa, obok okładka "Gazety Polskiej" i stojący na stoliku krzyż. Foto: Przemysław Bollin / Onet Protest przed koncertem Jana Pietrzaka w CSW (6 czerwca 2020 r.) "Rozsądek zawodzi, gdy człowiek się nie spodziewa" Jeszcze chwila w kolejce, bo na koncert wyznaczono limit miejsc, ale ponieważ rotacja gości była duża, to o byłem już w środku. Gospodarz benefisu akurat raczył publiczność cytatem z Gomułki: "gdybyśmy mieli blachę, zarzucilibyśmy Europę konserwami, ale nie mamy mięsa". Śmiechy, brawa. Jan Pietrzak kontynuował. "To jest moje pierwsze wystąpienie w tym roku. Spotykamy się w CSW, który był budowany przez Stanisława Augusta, czy raczej Zygmunta III Wazę" – kto by ich tam spamiętał. To nie była ostatnia lekcja historii tego wieczoru. Jeszcze krótka zapowiedź i hyc, nagle wśród publiczności pojawił się, ubrany w smoking, a jakże, Piotr Rafałko. Zatrzymując się przed jedną z pań, zaczął dąć donośnym tenorem: "całując twoją dłoń, Madame…". Brawom nie było końca. Tuż po nich, klasyk Eugeniusza Bodo: "Już taki jestem zimny drań", i stało się jasne, że 6 czerwca jest momentem historycznym dla dyrektury Piotra Bernatowicza. Od tego dnia Centrum Sztuki Współczesnej będzie nam się kojarzyło także z piosenkami przedwojennymi w koturnowym wykonaniu. Ale tak, wiem, pluralizm przede wszystkim. Na koniec recitalu tenor sięgnął po tekst Feliksa Konarskiego, o wiele mówiącym w okolicznościach tytule, "Arrivederci Roma". "Rozsądek najczęściej zawodzi/ gdy człowiek najmniej się spodziewa/ gdy myśli, że mądry, że nie da się nabrać/ że wszystkie rozumy już zjadł" – to z pierwszej zwrotki. Aktualne. Wielkie polskie zwycięstwo - tak przy okazji... Potem na scenę wrócił Jan Pietrzak. Spicz o Bitwie Warszawskiej. – Kto zwyciężył? Polska! A słowa zwyciężył nie używa się w polskich podręcznikach. Nie wolno! Jakby to samo się stało. Dyplomaci też, ale krew polskiego żołnierza – podkreślał, by każdy zrozumiał. – Polska wygrała z Rosją bolszewicką, proszę państwa, jeden na jednego! Wielkie polskie zwycięstwo! – akcentował, budując dramaturgię. – A mimo to w Warszawie nie ma pomnika Bitwy Warszawskiej! Mimo to, że ja i moje Towarzystwo Patriotyczne od lat o to zabiegamy. Symbol zwycięstwa Stalina stoi, symbolu zwycięstwa Polski nie ma w Warszawie. To tak tylko przy okazji – dodał, nagle spuszczając z tonu, jakby całe to napuszone od politycznych piór wystąpienie było tak tylko przy okazji. Bo przecież było. To tylko marginesy, w czasie kampanii prezydenckiej. I tak płynął recital 83-letniego satyryka – od krótkiego songu do przydługawych mini wykładów z historii Polski XX wieku. Bitwa i powstanie Po Bitwie Warszawskiej na tapecie Powstanie Warszawskie, pochwała śmierci w imię ojczyzny. – To byli moi koledzy z podwórka, starsi o kilka lat [pan Pietrzak to rocznik 1937 - przyp. aut.]. Ci ludzie widzieli głęboki sens w tej walce - mówił satyryk o powstańcach. – Przez całą okupację hitlerowską młodzi ludzie marzyli, że będą chcieli się bić! To był ich sens! Wierzyli, że warto umierać dla spraw, dla których warto żyć. A taką sprawą dla nich była Polska. To jest trudne do zrozumienia dla tych, co się wywodzą z ruchu obywatelskiego – kontynuował, odnosząc się do trwającej kampanii prezydenckiej. Było jeszcze rozliczenie z komunizmem, wspomnienie "Solidarności" i przywołanie postaci Jana Pawła II. Wątek spuentował song o grudniu 1981. Foto: Łukasz Szeląg/REPORTER / East News Koncert Jana Pietrzaka w CSW Zamek Ujazdowski (6 czerwca 2020 r.) Wielka improwizacja Po nim gospodarz benefisu wywołał na scenę kolejnych gości: – Poznałem ich u Michała Rachonia. Ponowie Kodym i Wujek Samo Zło. Brawo! I oto jest, Jędrzej "Kodym" Kodymowski z post-punkowego zespołu Apteka i Maciej Albin Gnatowski, znany jako WZS, nagrywający hip-hop, z Kalibrem 44 jako Baku Baku Skład. Ostatnie lata to dla niego raczej polityka. W ostatnich wyborach na prezydenta Warszawy wspierał kandydata Prawa i Sprawiedliwości Patryka Jakiego. Co czwartek pojawia się w TVP Info w programie Michała Rachonia. Foto: Łukasz Szeląg/REPORTER / East News Maciej Albin Gnatowski (Wujek Samo Zło) podczas koncertu Jana Pietrzaka w CSW (6 czerwca 2020 r.) Do publiczności Jana Pietrzaka światopoglądowo wcale więc nie było mu tak daleko: – Witam państwa, zazwyczaj gramy przed inną publicznością, ale bardzo się cieszę, że możemy tutaj wystąpić. Od razu przyjęliśmy zaproszenie od pana Jana Pietrzaka. Brawa dla niego! – mówił w pierwszych słowach WSZ. Gdy Kodym jeszcze stroił gitarę, WSZ kontynuował w ramach zapowiedzi: – Przygotowałem dla państwa utwór nie swój, ale mówiący o Warszawie, nieznanego autora, choć był on wykonywany przez Grzesiuka. To będzie eksperyment, sam nie wiem, jak to wyjdzie. I się zaczęło. Do muzyki The Fugees "Ready or Not" zaintonował: – W Saskim Ogrodzie, koło fontanny/ Jakiś się facet przysiadł do panny/ Była niewinna, jak wonna lilia/ Na imię miała… - Panna Cecylia – odpowiedziała publiczność, potakując. Późnej zaprezentował się Kodym, który tłumaczył: – Pierwsza piosenka nosi tytuł Kosmos, gdzie jest nasza planeta Ziemia, a na niej jest nasza Polska. To ona jest wspólnym mianownikiem, który nas wszystkich łączy – mówił na wstępie. Potem dziedziniec CSW ogarnęła wielka improwizacja. – Ja bym poprosił pana od pianina. Chodź, chodź, nie bój się – zachęcał Wujek Samo Zło. Tak zaczął się jam na pianino, gitarę i wokal. WSZ rapował: – Przestałeś myśleć, przestałeś walczyć, zacząłeś chocholi taniec tańczyć… Aż pan Pietrzak wyszedł z pakamery; stanął w drzwiach, jak zaczarowany. "Dziś wielkie brawa dla pana Janka" WSZ płynął: – …nie możesz iść, gdy trzeba biec, a on zamiast biec, to sobie idzie. Kto to jest? Prezydent kwa, kwa, kwa… Pamiętam to! Choroba zmogła go, nie mógł stać na nogach. Wstyd, wstyd, wstyd! Patrzę na ten świat, czasami dziwię się. Ja nie pozwolę na to, to jest mój świat. Bracia i siostry, babcie, dziadkowie oraz wujkowie, dziś wielkie brawa dla pana Janka, bo to dzięki niemu jest ta zabawa. Sztuka współczesna długo tego nie zapomni. Żegnając się z publicznością głos zabrał Kodym: – A teraz pomyślmy sobie życzenie. Cokolwiek sobie teraz pomyślimy, to się uda. Uda, uda! – podkreślał z uporem, tak żeby każdy zrozumiał przesłanie. Zrozumieliśmy, bardzo dokładnie. "Niech żyje Polska" Jan Pietrzak na całe zajście zareagował mocnym zdziwieniem. – Trochę mnie wyprzedzili stylistycznie – komentował. Na koniec imprezy zaśpiewał "Niech żyje Polska". Do utworu publiczność wstała z miejsc. W rytm piosenki cała sala klaskała w dłonie, Piotr Bernatowicz również. – I jeszcze raz! – zachęcał Jan Pietrzak. – Niech żyje Polska. Nasza duma i obowiązek. Na koniec tego muzyczno-politycznego slalomu pojawił się… żart? Jan Pietrzak utyskując, że nie ma w Warszawie stałego miejsca, mówił tak: – Zagraliśmy w tym roku pierwszy raz. Nie odpowiadamy władzom warszawskim. Nie odpowiadamy różnym mediom, organizacjom. Przeganiają nas. Od razu się rzucają, obelgami obrzucają – przekonywał. – Sto lat temu był sobie Franc Fiszer, który pochodzi z kręgu, z którego ja się wywodzę. Trochę pijak, trochę filozof, trochę żartowniś. Mówił: nie będzie porządku w Polsce, jeśli się nie rozstrzela 750 tys. łajdaków. A jak tylu nie ma? Nic nie szkodzi. To się dobierze z uczciwych. Minęło sto lat i mamy ten sam problem! – akcentował Jan Pietrzak, ku uciesze publiczności. Czy to jeszcze żart czy już mowa nienawiści? Rozochocony brnął dalej. – W listopadzie 1916 r. hrabia Skrzyński przychodzi do Piłsudskiego i pyta, jaki jest właściwie program pana partii? Mój program jest bardzo prosty, mości hrabio. Bić ku**y i złodziei – dodawał satyryk, a publiczność odpowiedziała brawami. Po koncercie podszedłem do Wujka Samo Zło. Zapytałem, czemu tu wystąpił. – Pan Jan nas zaprosił u Michała Rachonia – powtórzył to, co powiedział na scenie. Dopytywałem, czy nie miał problemu z tym, żeby tu zagrać. – Moi koledzy mi odradzali. O, właśnie oni – wskazywał na dwóch znajomych mu muzyków, którzy spóźnili się na jego show. – Różnimy się poglądami, ale nie usuwamy z grona znajomych na Facebooku – dodał. – Kasa się zgadza? – podpuszczali go. – Trzy stówy – odparł od razu. Czyli nie dla pieniędzy na takie benefisy się chodzi. Tylko z przekonań.
Jan Pietrzak, jeden z twórców Kabaretu pod Egidą świętował w poniedziałek benefis 50-lecia działalności artystycznej. "Wobec celnego żartu w pana piosenkach przemoc i cenzura okazywały się bezsilne" - napisał prezydent Lech Kaczyński w liście gratulacyjnym. Benefis Jana Pietrzaka odbył się w warszawskim klubie Palladium, czyli na scenie dawnego klubu Hybrydy. - Właśnie tutaj, na tej scenie pół wieku temu po raz pierwszy stanąłem na scenie podczas konkursu recytatorskiego Estrady Poetyckiej Hybryd. Byłem wtedy po dziewięciu latach służby wojskowej, pracowałem jako elektronik. Pamiętam, że recytowałem "W malinowym chruśniaku" Leśmiana i coś Norwida. Szybko zaangażowałem się w pracę klubu, jego scenę teatralną i kabaretową. Spotkałem tam Jonasza Koftę, Adama Kreczmara, Wojciecha Młynarskiego, ale przez wiele lat nie wiązałem swojej przyszłości z kabaretem. Dopiero kiedy w 1967 roku wyrzucono mnie z klubu za "demoralizowanie młodzieży", zrozumiałem, że te nasze żarty mają poważny wymiar, skoro państwo się ich obawia. Wtedy to właśnie założyliśmy Kabaret pod Egidą - wspominał Pietrzak. List z gratulacjami dla Jana Pietrzaka przesłał prezydent Lech Kaczyński. Przypomniał on, że początek działalności artystycznej Jana Pietrzaka związany był z popaździernikową odwilżą, krótkim czasem, gdy władze PRL zezwoliły na nieco większą wolność intelektualną, gdy zaczęły działać kluby studenckie, kabarety. "Wobec celnego żartu przemoc i cenzura okazywały się bezsilne, a pańskie piosenki pełne były tej amunicji. Tak było także w latach 80., kiedy piosenka "Żeby Polska była Polską" stała się swego rodzaju hymnem opozycji" - podkreślił prezydent. Podczas benefisu także sam Pietrzak wspominał premierę piosenki "Żeby Polska była Polską", która odbyła się w 1977 roku w warszawskim barze Melodia. Szczególna atmosferę tamtego wieczoru przywołał, cytując donos do SB napisany przez jedną z aktorek teatru Syrena, znaną wróżkę Józefinę Pellegrini TW Zadra. "To okropny błąd programowy. Nie tędy droga do rozrywki. Nastrój tego utworu jest taki, że brakuje tylko lampek karbidówek, a będzie prawdziwa okupacja" - pisała Zadra. Ten cytat to jeden z wielu opisów działalności Jana Pietrzaka, który znalazł on, prowadząc kwerendę w archiwach IPN-u. Swoje przemyślenia na ten temat Pietrzak zawarł w opublikowanej w marcu książce "Jak obaliłem komunę". - Chciałem w książce pokazać nasze uzależnienie od cenzury i przypomnieć, jak gnębiono Kabaret pod Egidą za to, że "polemizuje z Marksem" i "godzi w Związek Radziecki". Mam więc stosowną podkładkę, iż ja również w jakimś stopniu przyczyniłem się do upadku komuny - wspominał Pietrzak, który znalazł w archiwach kryptonimy wielu TW donoszących na niego, niektórzy z nich okazali się kolegami z Kabaretu pod Egidą. Jan Pietrzak, satyryk, aktor, autor i wykonawca licznych piosenek, zasłynął jako współtwórca Kabaretu pod Egidą, który uprawiał satyrę polityczną wymierzoną w ustrój PRL, miał też jednak w repertuarze piosenki liryczne, jak wielki przebój do słów Jonasza Kofty "Pamiętajcie o ogrodach". W wolnej Polsce Jan Pietrzak angażował się w życie społeczne - pisywał do "Tygodnika Solidarność", "Dziennika Polskiego". W 2005 roku był członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, a dwa lat później zasiadł w komitecie honorowego poparcia PiS-u. Jan Pietrzak ubiegał się w wyborach w 1995 roku o urząd prezydenta RP i uzyskał 1,12 proc. poparcia, co dało mu 10. miejsce. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
W Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie odbył specjalny koncert z okazji przypadających jutro 85. urodzin Jana Pietrzaka - satyryka, aktora, autora i wykonawcy licznych piosenek, twórcy Kabaretu Hybrydy oraz Kabaretu Pod Egidą. List do uczestników uroczystości skierował prezydent Andrzej Duda.